33-letni napastnik upodobał sobie barwy „Nafciarzy”. W tym klubie po raz kolejny w swojej karierze przekroczył granicę dziesięciu goli. To w tym momencie jeden z dwóch najskuteczniejszych zawodników Fortuna 1. Ligi.
Sekulski ma na liczniku już 167 gier w Wiśle Płock. W niemal co trzecim występie w koszulce płocczan zdołał wpisać się na listę strzelców. Tutaj licznik zatrzymał się na liczbie 47, co ma związek z bardzo dobrą rundą jesienną napastnika. Przed przerwą zimową 33-latek zdobył 11 bramek i razem z Angelem Rodado otwiera klasyfikację strzelecką. Najbardziej udanym okresem snajpera Wisły jesienią był środek rundy, gdy w trzech meczach z rzędu strzelał gole. Udany miał także finisz jesieni, gdy trafiał pięciokrotnie do sieci. Jego wysoka forma w ostatnich spotkaniach pierwszej części Fortuna 1. Ligi przełożyła się na dobre wyniki zespołu, który znacznie poprawił swoją pozycję w stosunku do wcześniejszej fazy rozgrywek.
Skuteczny finisz „Nafciarzy”, którzy wygrali cztery z pięciu ostatnich swoich meczów rundy jesiennej sprawił, że drużyna z Płocka nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa w walce o czołowe miejsca. A postawa Sekulskiego to nic więcej jak zapowiedź tego, że zamierza on poważnie włączyć się w tytuł najlepszego snajpera sezonu 2023/24 na drugim szczeblu rozgrywkowym.
Liczby na drugim planie?
To nie pierwszy taki przypadek w karierze 33-latka, że mu w Wiśle idzie. W sezonie 2012/13 zaliczył dziesięć trafień. W sezonie 2021/22 był autorem 13 goli i to na poziomie ekstraklasy. W następnym poszło mu gorzej, zresztą jak całej drużynie, która spadła z najwyższej klasy.
– To dwa zupełnie inne sezony. Wtedy strzelałem gole, ale jako zespół nie mieliśmy tak dobrego startu. Tym razem moich bramek nie było, ale drużyna prezentowała się świetnie. Po trafieniu w pierwszej kolejce, potem trafiłem dopiero w październikowym starciu z Legią Warszawa. Zimą zmagałem się z kontuzją i poddałem rehabilitacji, dzięki czemu niepotrzebna okazała się operacja. I tak nie mogłem jednak dobrze przygotować się do drugiej rundy. Od kwietnia strzeliłem cztery gole, ale w kontekście poprzedniego sezonu w ogóle nie patrzę na liczby – mówił Sekulski w rozmowie z tvpsport.pl
Trwający sezon rozpoczął się dla Wisły od remisu 1:1 z Podbeskidziem Bielsko-Biała. W tym spotkaniu pierwszego gola w sezonie strzelił właśnie pochodzący z... Płocka snajper. W kolejnych dwóch spotkaniach Wisła zanotowała identyczne wyniki: 1:1. W 4. kolejce przegrała z GKS-em Katowice 1:4 – bramka Sekulskiego była tylko na otarcie łez. Z czasem w grze płocczan coś drgnęło, w krótkim odstępie czasu zanotowali cztery zwycięstwa, zanotowali serię trzech wygranych z rzędu. W tych zwycięskich pojedynkach wbili rywalom osiem goli, z czego sam Sekulski pięć.
Z opaską na ramieniu
Napastnik, który teoretycznie rozliczany jest z bramek, mógłby powiedzieć, że czuł szczególną satysfakcję notując kolejne trafienia, jednak w jego przypadku bardziej mowa o podwójnym zadowoleniu. Ma to związek z rolą, jaka przypadła mu przed początkiem sezonu. Nosi bowiem opaskę kapitańską.
– Na pewno jest to duże wyróżnienie, za co mogę jeszcze raz podziękować drużynie, że dostąpiłem tego zaszczytu i mnie wybrano. Jest to też duża odpowiedzialność za chłopaków, żeby móc im pomagać w szatni, na boisku i w różnych sprawach dwadzieścia cztery godziny na dobę. Bardzo mi miło i mam nadzieję, że uda mi się godnie reprezentować te barwy i pomóc nam wszystkim w osiągnięciu dobrych wyników. Od tego musimy wyjść, żeby nie gadać sloganów i tworzyć sztucznej gadki. Zjednoczyć się na dobre i na złe. W obowiązkach, w wygrywaniu, w przykrych sprawach i porażkach. Jak będziemy się dobrze czuć we własnym gronie, to będzie nasza siła. Jeśli wszyscy będziemy pchać ten wózek, będzie dobrze – powiedział po oficjalnym ogłoszeniu informacji, że teraz to jemu przypadł zaszczyt bycia kapitanem Wisły.
Dwa cele realne
Ile znaczy Sekulski w roli kapitana pokazał swoimi liczbami w postaci goli w rundzie jesiennej. Uznał, że na jego barkach spoczywa ciężar uniesienia spadku. Skoro jest jednym z najbardziej doświadczonych piłkarzy w drużynie to niejako za punkt honoru przyjął bycie tym, który musi odcisnąć mocne piętno na zespole. Musiał i chciał, bo taki sobie cel obrał po spadku. Dlatego nawet nie brał pod uwagę odejścia z powodu degradacji.
– Nie było opcji, żebym to tak zostawił. Zawsze mówiłem, że w piłce nigdy nie można mówić „nigdy”, lecz tym razem patrzyłem na to inaczej. Jako płocczanin mam teraz coś do odrobienia, do udowodnienia. Chciałbym zmazać plamę po tym, co wydarzyło się w tamtym sezonie – zapowiadał w rozmowie z tvpsport.pl. Z jego zapowiedzi wyszło 11 goli, 7. miejsce Wisły i walka o dwa duże cele – awans i koronę króla strzelców.
Czytaj więcej na laczynaspilka.pl