Wielkie chwile w roli kapitana Motoru przeżywa Piotr Ceglarz. Jego zespół – tak jak rok temu w drugiej lidze – wygrał baraże. Tym razem w finale lublinianie okazali się lepsi od Arki. Wygrali, chociaż do 87. minuty przegrywali 0:1. – Od początku do końca wierzyliśmy, że przywieziemy awans z Gdyni do Lublina – powiedział Ceglarz w rozmowie z Łączy Nas Piłka.
Awans w takich okolicznościach musi smakować wybornie! Odwróciliście wynik w meczu z Arką w sposób mistrzowski.
Chyba to już stało się tradycją, że dostarczamy kibicom i sobie sami niepotrzebnych nerwów przez własną niefrasobliwość. Na początku meczu sprezentowaliśmy Arce gola. Czułem z boiska i widziałem to po swoich kolegach, że mimo 120 minut w nogach rywalizacji z Górnikiem Łęczna, to piłkarze Arki opadli z sił. To nas napędziło. Kiedy Bartosz Wolski wyrównał strzałem z rzutu wolnego miałem świadomość, że jesteśmy w stanie zrobić jeszcze więcej. Dlatego potem przeszedłem na skrzydło, żeby pomóc z przodu. Przy akcji na 2:1 podałem do Mbaye N'Diaye, ten zwodem oszukał rywala i trafił.
Rzeczywiście, w pewnym momencie dało się zauważyć, że poczuliście się bardzo pewnie. Wiedzieliście, co chcecie robić na boisku. Mieliście plan, który przyniósł wam sukces. To efekt rozmów w szatni czy świadomości siły?
W przerwie w naszej szatni padły mocne słowa, ale nie wulgarne, tylko motywujące. To podziałało. Zaczęliśmy się wzajemnie napędzać, mobilizować po udanym zagraniu. W drugiej połowie pokazaliśmy, co jest siłą Motoru. Ja przeszedłem do środka boiska, zaczęliśmy tworzyć sytuacje. Jedna, druga, trzecia udana akcja i poszliśmy za ciosem. Strzeliliśmy gola na 1:1, potem zwycięskiego. Teraz możemy się wszyscy cieszyć!
W tej pięknej historii wyjątkowe jest to, że Motor jako beniaminek robi dwa awanse – najpierw z drugiej ligi do pierwszej, następnie z pierwszej ligi do ekstraklasy. Bezprecedensowe osiągnięcie?
Tak, tym bardziej, że przed sezonem nikt nie stawiał na Motor. Pierwsza liga w tym sezonie była bardzo mocna z uznanymi markami, a nam z tego prestiżowego grona udało się awansować. Od początku liczyliśmy się w walce o czołowe miejsca. Jesienią przytrafił nam się kryzys, w marcu odszedł od nas trener Goncalo Feio, który wiele zrobił dla tej drużyny. Został cały sztab na czele z trenerem Stolarskim i dali radę. Świetnie nas przygotowali pod każdego przeciwnika. A co ważniejsze – pokazaliśmy swój styl gry.
Finał sezonu w Gdyni był super wizytówką pierwszej ligi pod względem otoczki i atmosfery. Sportowo także się wszystko zgadzało?
W finale nie spotkały się żadne przypadkowe drużyny. Wracając do samego meczu to przyznam się, że liczyłem, że to my od początku będziemy nadać ton spotkaniu. Miałem to przekonanie zaraz po Górniku. Zespół z Łęcznej to określona klasa, tymczasem stworzyliśmy sobie wiele sytuacji, ja nie wykorzystałem karnego, dalej dążyliśmy po swoje. Ten zwycięski półfinał strasznie nas napędził. Od początku do końca wierzyliśmy, że przywieziemy awans z Gdyni do Lublina. Myślę, że przez najbliższe dwa dni nikt w Lublinie nie zaśnie.
Czytaj więcej na laczynaspilka.pl