Na hasło ŁKS mówi: klub, który mnie wychował. Koronę zaś Paweł Golański uważa za fundament swojej piłkarskiej i życiowej tożsamości. Bo dziś dyrektor sportowy kielczan, niegdyś piłkarz Łódzkiego Klubu Sportowego i Korony, reprezentant Polski, bardziej kojarzy się z Kielcami niż z Łodzią.
Przynajmniej tak zapisał się w świadomości młodszych kibiców. Ci kojarzą Golańskiego głównie z występów w "Złocisto-Krwistych". Przecież w Koronie obywał się z ekstraklasą. Nie mówiąc o najważniejszym, czego może doświadczyć polski piłkarz. - Z Korony trafiłem do reprezentacji, stąd później transfer do Steauy Bukareszt - podkreśla.
Łódzkiemu Klubowi Sportowy i Koronie najwięcej zawdzięcza. W ŁKS-ie stawiał pierwsze kroki w seniorskim futbolu. Gdy tam zaczynał, biało-czerwoni-biali występowali w 2 lidze. - Czasy były ciężkie, nasz skład opierał się na młodych zawodnikach. Udało mi się zapisać się na kartach historii klubu jako najmłodszy kapitan w dziejach. Dla mnie chłopaka wychowanego na Starym Polesiu, który od zawsze chodził na ŁKS, opaska kapitana w wieku 18 lat była jak spełnienie marzeń - tłumaczy.
Gdy zaczynał trenować w jednym z dwóch najważniejszych klubów Łodzi, kończyła się przy al. Unii Lubelskiej era takich piłkarzy, jak Marek Saganowski, Artur Kościuk, Grzegorz Krysiak, Tomasz Lenart, Zdzisław Leszczyński. - Piłkarze o znaczących nazwiskach w polskiej piłce, którzy rozegrali sporo meczów w ekstraklasie. Miałem więc od kogo się uczyć. Później wszyscy oni odeszli, graliśmy samą młodzieżą - opowiada Golański. Choć wówczas różowo w jego macierzystym klubie nie było, to na wspomnienie tamtych czasów żywo reaguje. Ale czy reakcja może być inna, skoro to jego lata młodości, okres, kiedy kształtował się piłkarsko?
Jednak to 150 kilometrów od Łodzi (odległość między Kielcami, a Łodzią w linii prostej według google maps) kariera Golańskiego nabrała rozpędu. Następne kroki stanowiły ekstraklasa, reprezentacja, Steaua. A Steaua to europejskie puchary i kolejne gry w biało-czerwonej koszulce, którą pierwszy raz założył w towarzyskim spotkaniu z Danią. Na boisku Maciej Żurawski, Tomasz Frankowski, Jacek Krzynówek, Michał Żewłakow, Jerzy Dudek, czy Euzebiusz Smolarek, na ławce Leo Beenkahher. I on. Wszedł w 45 minucie i grał na Dennisa Rommedahla. Polska przegrała 0:2. Nie tylko wynik spotkania Golański zapamiętał.
- Dla mnie było to o tyle ważne spotkanie, że byłem wtedy jedynym debiutantem w drużynie narodowej. Miłe to być docenionym przez selekcjonera. Potem jak tylko byłem zdrowy to regularnie jeździłem na reprezentację. W ogóle dostawałem sporo powołań, gdyby nie kontuzje pewnie reprezentacyjnych występów miałbym więcej. Nie zamierzam jednak narzekać na los. Cieszę się z tego, co osiągnałem - zaznacza.
W reprezentacji strzelił nawet gola. Także asysta się zdarzyła. Wszystko w jednym spotkaniu. - Mecz towarzyski z Estonią [4:0] na początku lutego 2007 roku w trakcie zgrupowania w Hiszpanii, bramka z rzutu wolnego - moja jedyna w kadrze. Gol wyjątkowy. Nie mam wielu występów z orzełkiem na piersi, bo raptem 14, natomiast za każdym razem wkładając reprezentacyjną koszulkę, czułem wielką ekscytację. To uczucia trudne do opisania - opisuje Golański.
Za to opisując całą swoją karierę, którą zakończył w 2017 roku, schodząc z piłkarskiej sceny po trzech meczach w Chojniczane Chojnice, jest przekonany, że wycisnął tyle, ile mógł.
- Miałem sporo ofert - Sturm Graz, Tom Tomsk, Boavista Porto, Braga, FC Porto, z różnych powodów nie dochodziło do tych transferów. Takie życie piłkarza, że podejmuje się różne decyzje. Absolutnie niczego nie żałuję. Siedem lat w Koronie [2005-2007; 2010-2011; 2011-2015] dało mi bardzo dużo jako piłkarzowi, człowiekowi. Mogłem dzielić szatnię ze wspaniałą grupą. Tego nikt mi nie zabierze - wyjaśnia.
Zespół Korony z sezonu 2011/12 zapisał się złotymi zgłoskami w historii klubu. Waleczna ekipa Leszka Ojrzyńskiego zajęła 5. miejsce w ekstraklasie. Tamta osławiona "banda świrów" obrosła niejako legendą. Jej częścią był właśnie Golański. - Coś pięknego! Drużyna złożona z charakternych piłkarzy. Naszą siłą była szatnia plus kibice, którzy stanowili bardzo ważną część naszej bandy. Byliśmy zjawiskiem na skalę Polski. Było o nas głośno - słychać entuzjazm w głosie Golańskiego.
W ekstraklasie reprezentował barwy trzech klubów - ŁKS-u, Korony, Górnika Zabrze. Grał w dwóch rumuńskich zespołach - Steaua, ASA Targu Mures. Do tego wspomniana Chojniczanka. 177 gier na poziomie ekstraklasy, 11 goli, 30 asyst. - Jasne, mogłem grać w lepszych klubach, ale przede mną nowe wyzwania, które mnie motywują do działania. Koronę darzę dużym sentymentem, mam tu wielu przyjaciów. Jestem podwójnie zmotywowany, żeby zrobić coś fajnego w Kielcach - zaznacza.
Nowe wyzwanie, o którym mówi, to funkcja dyrektora sportowego. Był piłkarzem, menedżerem, nadal jest eksperem telewizyjnym, także doświadczenie w branży ma ogromne. To może tylko pomóc w obowiązkach dyrektorskich.
- Każda praca daje nowe doświadczenie. Cenię sobie pracę w telewizji. Staram się to wykorzystywać w codziennnej pracy w klubie. Wciąż współpracuję z Polsatem Sport, jednak na trochę innych warunkach. Praca dyrektora wiąże się z szeregiem zadań, przygotowania do nowego sezonu, budowa drużyny - pochłonęło mnie to w całości. Dopiero teraz powoli się wszystko normuje. Mamy poukładny zespół, mogę wrócić do roli eksperta w telewizji - podsumowuje dyrektor sportowy kielczan, niegdyś ich piłkarz, również były zawodnik najbliższego przeciwnika Korony.