Paweł Baranowski zaliczył trzecie trafienie w barwach Górnika Łęczna i pierwsze o takiej wadze. Jego strzał/dotknięcie/muśnięcie piłki w doliczonym czasie gry zapewniło beniaminkowi Fortuna 1 Liga zwycięstwo nad Miedzią Legnica.
Baranowski strzelał już gole dla drużyny z Łęcznej (w samej Fortuna 1 Lidze, licząc niedzielne spotkanie, ma już dziewięć bramek - cztery jako piłkarz Stomilu Olsztyn i cztery w GKS-ie Bełchatów): w poprzednim sezonie, kiedy Górnik występował w 2 lidze, pokonał bramkarza Skry Częstochowa oraz Widzewa Łódź. Te trafienia nie miały jednak takiego znaczenia, jak to przeciwko Miedzi. Właśnie rozpoczęła się czwarta minuta doliczonego czasu gry. Górnicy wykonywali rzut wolny. W polu karnym powstało zamieszanie, piłka odbiła się od poprzeczki, w gąszczu piłkarzy najsprytniejszy okazał się Paweł Baranowski, który instynktownie wystawił nogę i dotknął futbolówki, zanim ta przekroczyła linię bramkową. W pierwszej chwili z radości nie posiadał się Bartosz Śpiączka, ale to nie napastnik zaliczył zwycięskie trafienie.
- Bartek powiedział w szatni, że nie dotknął piłki. Jego wielka radość wynikała po prostu z tego, że rzutem na taśmę zdobyliśmy zwycięską bramkę. Pół żartem, pół serio można uznać, że z mojej strony to było złote dotknięcie, bo zapewniło nam zwycięstwo - mówi autor gola na 1:0 w trudnym meczu.
- Uważam, że pierwsza połowa należała do nas. To my więcej czasu utrzymywaliśmy się przy piłce. Mieliśmy sytuacje. Słabo weszliśmy w drugą połowę, wtedy to Miedź zaczęła lepiej operować piłką, często nam ją odbierała. Może nie stworzyła zbyt wielu okazji, lecz byli lepsi w tej odsłonie. W piłce szczęście też jest potrzebne, nam akurat ono w niedzielę dopisało - dodaje Baranowski.
Górnik wygrał szósty mecz w sezonie. W obecnych rozgrywkach nie przegrał (także dwa remisy). Z bilansem bramkowym 13:2 utrzymuje miejsce w ścisłej czołówce. Na uwagę zwraca fakt, że łęcznianie grali ostatnio trzy mecze w ciągu kilku dni, a mimo to zanotowali dwa zwycięstwa i jeden remis.
- Z Widzewem nie zagraliśmy na sto procent swoich możliwości... Arka przed sezonem była wymieniana w gronie kandydatów do awansu, jednak ograliśmy ją 2:0. Jesteśmy skuteczni w defensywie i ofensywie. Do tej pory zdobyliśmy bramkę w każdym spotkaniu, z wyjątkiem pojedynku z Widzewem. Przypomnę, że niedawno byliśmy na drużynowej kwarantannie, w ogóle nie trenowaliśmy. Tym większa chwała całej drużynie, że udźwignęliśmy to. Po powrocie zdobyliśmy siedem punktów w trzech meczach z bardzo wymagającymi przeciwnikami. To Widzew, Arka i Miedź - podkreśla obrońca Górnika.
Baranowski w czwartym, kolejnym sezonie jest podstawowym zawodnikiem (poprzednio w Odrze Opole i Stomilu). Ustabilizował swoją pozycję w hierarchii ligowej. - Najważniejsze, że jestem zdrowy i mogę codziennie trenować. Regularna praca i dobre zdrowie sprawiają, że ostatnio gram regularnie. Najlepszy czas w karierze? Już w Bełchatowie przed kilkoma laty miałem bardzo dobry moment. Fizycznie czułem się świetnie, co przekładało się na boisko. Później zdarzył się trudniejszy okres, co spowodowane było problemami zdrowotnymi. Teraz zdrowie dopisuje, ciężko pracuję. Ze swojej formy mogę być względnie zadowolony. Sądzę bowiem, że jeszcze mam rezerwy, to nie jest mój sufit możliwości. Cieszę się, że jestem w Górniku Łęczna i że cały czas się rozwijam - przyznaje 30-latek.