Choć jest ikoną Wisły, jej byłym piłkarzem, a teraz szkoleniowcem, to w roli trenera najlepiej radził sobie w ŁKS. Z tym klubem dwa razy awansował do ekstraklasy i zyskał ogromną sympatię łódzkich fanów. We wtorek wróci na al. Unii (godz. 19:30, TVP Sport), by z krakowskim zespołem odrabiać ligowe zaległości. – To dla mnie sentymentalny powrót, ale my musimy przede wszystkim zdobywać punkty – podkreśla.
Z Wisłą Moskal był związany przez lata jako zawodnik i szkoleniowiec. Debiutował w niej w pierwszej lidze (obecnie ekstraklasa). Grał w latach 1985–1990 i 1999–2003. Kiedy zakończył piłkarską karierę, wrócił na Reymonta. Tu pełnił różne role – był m. in. asystentem trenerów m.in. Wernera Liczki, Jerzego Engela, Tomasza Kulawika, Dana Petrescu i Adama Nawałki. Kilka razy tymczasowo obejmował drużynę, aż w końcu dostał szansę na dłużej. Największym sukcesem było wyjście z grupy Ligi Europy i awans do 1/16 finału. W poprzednim sezonie został zwolniony z ŁKS, a przed obecnym rozgrywkami ponownie wrócił do klubu z Krakowa.
– Właściwie to chyba dopiero drugi powrót, bo ja w Wiśle byłem przez lata, tyle że na różnych stanowiskach. Byłem tu asystentem, opiekunem grup młodzieżowych czy też szkoleniowcem seniorów. Czasem było tak, że przejmowałem drużynę tymczasowo jak na przykład po Nawałce czy Robercie Maaskancie, ale też zatrudniano mnie od razu jako pierwszego trenera. Odszedłem w 2012 roku, prowadziłem Termalikę Nieciecza i GKS Katowice. Wróciłem na kilka miesięcy w 2015 roku. Potem były Pogoń Szczecin, Sandecja Nowy Sącz i ŁKS. I znów tu jestem – mówił w wywiadzie dla „Łączy Nas Piłka”.
O tym jak ważną jest postacią dla „Białej Gwiazdy”, świadczy to, że kibice przerobili przyśpiewkę o Kazimierzu Kmieciku i zaczęli śpiewać „Moskal Kazimierz, nie rusz Kazika, bo zginiesz”. A w 2011 roku napisali list otwarty do ówczesnego właściciela Bogusława Cupiała, by ten nie zwalniał z pracy Moskala. – Dla mnie jest to coś wyjątkowego i niesamowicie miłego, bo ta przyśpiewka naszych kibiców była pierwotnie dedykowana legendzie Wisły, więc gdy słyszy się te słowa pod swoim adresem, to trudno opisać uczucie, które się wtedy rodzi. Kibicom zawdzięczam niesamowicie dużo. Nasz słynny sektor X zawsze przyjmował mnie bardzo dobrze, a ja starałem się odwzajemnić grą na jak najwyższym poziomie i dawać z siebie wszystko – mówił Moskal w 2006 roku cytowany przez oficjalną stronę klubu.
Teraz szkoleniowiec ma spełnić największe aktualnie marzenie, by w końcu Wisła wróciła do ekstraklasy. Nie jest to jednak łatwe, bo krakowianie w lidze spisują się poniżej oczekiwań. Właśnie przegrali przy Reymonta z Wartą Poznań i są w strefie spadkowej. Jednak w związku z tym, że grali w europejskich pucharach, mają aż trzy mecze zaległe. Krakowianie w Lidze Europy i Lidze Konferencji jak na pierwszoligowca spisali się bardzo dobrze. Np. potrafili odrobić straty z pierwszego meczu w Trnawie (1:3) i awansować po emocjonujących rzutach karnych (12:11). Przegrali u siebie z Cercle Brugge 1:6, by w rewanżu napędzić stracha Belgom i wygrać 4:1.
We wtorek zaczynają odrabianie zaległości. Zagrają z ŁKS, dla którego fanów trener Moskal też jest ważną postacią. W XXI wieku chyba nie było szkoleniowca, który osiągnąłby więcej w tym klubie. Szkoleniowcem łodzian był dwukrotnie i za każdym razem osiągał sukces – choć jego drużyna nie była faworytem, to udało mu się awansować do ekstraklasy. W krajowej elicie drużyna nie spisywała się na miarę oczekiwań i był zwalniany w trakcie rozgrywek. I jak się okazuje, ŁKS prowadził w większej liczbie spotkań niż Wisłę. Bilans pracy w łódzkim klubie to 111 spotkań: 49 wygranych, 24 remisy i 38 porażek (średnia punktów 1,54). Krakowską drużynę prowadził na razie w 63 meczach: 18 wygranych, 25 remisów i 20 porażek (1,25).
Wisła przyjeżdża do Łodzi, a drużyna prowadzona przez trenera Jakuba Dziółkę po słabym początku rozgrywek złapała rytm. – ŁKS wygrał cztery mecze z rzędu i na pewno atmosfera jest tam całkiem dobra. Czy to będzie dla mnie sentymentalna podróż? Tak, bo spędziłem w Łodzi trochę czasu, ale teraz jestem w Wiśle i ten klub mnie interesuje. Musimy się zebrać i każdy moment jest na to dobry, a najbliższy mecz jest po to, by się przełamać i zdobywać punkty – zaznacza Moskal. – Po czwartej kolejce rzeczywiście wokół ŁKS było gorąco. Tak to właśnie jest, że jedno zwycięstwo rozpoczęło serię i to buduje zespół od środka. Dlatego też w to wierzymy, że przyjdzie mecz, w którym otworzymy worek z bramkami i zaczniemy wygrywać – dodał.
Z ŁKS Moskal został zwolniony w październiku ubiegłego roku i przez ten w łódzkim klubie sporo się zmieniło. – Przede wszystkim pojawił się drugi współwłaściciel. Po spadku z ekstraklasy zwykle w zespole dochodzi do rewolucji i tak było w tym zespole. Pamiętajmy jednak, że w naszej drużynie też nie brakowało zmian, a na dodatek nie mieliśmy czasu, by normalnie pracować – uważa Moskal. – Kilku zawodników z kadry, którą prowadziłem, jeszcze zostało w ŁKS. Na pewno mi ta wiedza nie przeszkadza.
Czytaj więcej na laczynaspilka.pl