Pięknie to już było – mogli pomyśleć kibice Znicza obserwujący ruchy kadrowe w drużynie przed nowym sezonem. Nic bardziej mylnego, przebudowany zespół od początku pierwszoligowych zmagań prezentuje się bardzo dobrze, chociaż mało kto obstawiał taki scenariusz.
Już pierwszy mecz sezonu, zakończony prestiżową wygraną na boisku Polonii Warszawa mógł być zwiastunem, że obecny Znicz wcale nie musi być gorszy od tego z poprzedniego sezonu. W rozgrywkach 2023/24 ekipa spod Warszawy była beniaminkiem, który bez problemów utrzymał się w stawce. Były mecze, w których podopieczni Mariusza Misiury grali bardzo dobrze. Ale zbliżające się zmiany wydawały się być zapowiedzią trudnych miesięcy dla Znicza. Przyszedł nowy trener, wymieniono kadrę. Taki plac budowy to zawsze obawy, czy fundamenty będą trwałe.
– Klub awansował z drugiej ligi, rok temu zawodnicy podpisali kontrakty na pewnych warunkach. Przez dobrą grę na zapleczu ekstraklasy potrafili się wypromować i ciężko było ich zatrzymać. Dostawali oferty z innych klubów, dużo lepsze finansowo. Chcieliśmy ich zatrzymać, ale nie było to możliwe – mówił w rozmowie z tvpsport.pl nowy szkoleniowiec Grzegorz Szoka.
On akurat w tej sytuacji może tylko wygrać. Były asystent Piotra Plewni w Chrobrym Głogów zaczął pracę na własnym rachunek. Wcześniej przez sześć lat funkcjonował w akademii Znicza. Był trenerem drużyn juniorskich Legii Warszawa, gdzie zdobywał trzy medale mistrzostw Polski (złoto, srebro i brąz). Poprzednie dwa lata spędził w Głogowie na stanowisku drugiego trenera.
– Zdecydowałem się na pracę w Zniczu bo Pruszków to moje miasto i mój dom. Jestem wychowankiem klubu, który w dużym stopniu ukształtował mnie jako człowieka. Spędziłem w klubie jako zawodnik i trener ponad dwadzieścia lat swojego życia. Uważam, że mieszkańcy Pruszkowa zasługują na możliwość oglądania na żywo piłki na najwyższym poziomie i że razem będziemy budować pozytywną kulturę wokół klubu – przyznał Szoka, który z jednej strony startuje z „czystą kartą” jako trener, z drugiej zaś strony wszedł do szatni, w której mocne piętno odcisnął poprzednik – Mariusz Misiura.
– Trener Misiura, który jest moim serdecznym kolegą, budował ten zespół przez trzy lata. Zawodnicy byli zgrani jeszcze w drugiej lidze. Później z każdym okienkiem trener wymieniał ogniwa, które mniej mu pasowały. Widzieliśmy zespół w pierwszej lidze. Potrafił pokazać świetny futbol w meczach przeciwko najlepszym. Poprzeczka jest zawieszona bardzo wysoko, ale myślę, że startujemy trochę z innego pułapu – opowiadał tvpsport.pl Szoka.
Nowy szkoleniowiec pruszkowian zaczął praktycznie od zera. Musiał pogodzić się z rewolucją. A tak przebudowany zespół to zawsze wiele pytań i wątpliwości, kiedy i czy zaskoczy. Póki co, Znicz 2.0 pozytywnie zaskakuje. Zaczął od wygranej z Polonią, następnie zremisował z Ruchem Chorzów, pokonał 2:1 Wisłę Kraków i podzielił się punktami z Arką w Gdyni.
– Nie jest z nami tak źle, skoro na dziesięć minut przed końcem meczu przeprowadzamy dwie ofensywne zmiany, gdyż czuliśmy z ławki, że możemy wygrać. Mieliśmy plan na fazę atakowania, kiedy będziemy z piłką. I ten plan sprawdził się. Potrafiliśmy przejść z fazy bronienia, przez środek pola we wsparciu „ósemek” po akcje na wahadłowych, gdzie budowaliśmy atak ze schodzącą niżej „dziewiątką”. Chwała chłopakom, że w kolejnym meczu bardzo dobrze zabezpieczają nasze przedpole, przez co rywal nie ma wielu sytuacji. Przecież Arka oddała jeden celny strzał na bramkę, przy czterech naszych – mówił szkoleniowiec Znicza.
Pruszkowianie grają systemem 1-3-5-2. Tracą mało bramek, ale nie są zespołem, który kurczowo trzyma się własnego pola karnego. Przebieg spotkania w Gdyni był tego najlepszym przykładem. W drugiej połowie to goście stworzyli groźniejsze sytuacje. Widać, że bardzo dobrze odrobili lekcję przed wyjazdem nad morze. Opracowali plan, który utrudnił poczynania żółto-niebieskim. Szoka może mieć jedynie pretensje do swoich zawodników za to, że tak szybko oddali prowadzenie. Pamiętajmy jednak, że z Wisłą Znicz odrobił straty. Przegrywał 0:1, a wygrał 2:1. Owszem „Biała Gwiazda” kończyła w dziesiątce po czerwonej kartce dla Tamasa Kissa. W niczym nie zmienia to jednak faktu, że pruszkowianie wiedzieli jak w takiej sytuacji się odnaleźć i jak powinni zareagować.
Czytaj więcej na laczynaspilka.pl